Komentarze: 0
powrocilam ze swiata szalenstwa psychicznego w szalenstwo normalnosci. zamiast stracic resztki agresji, ktora rodzila sie przez caly poprzedni tydzien, czuje ze cos jednak z niej zostalo, kumuluje sie i wybuchnie, nie wiem tylko kiedy. dzisiaj patrzac na ulicy, na mijajace mnie osoby czulam niechec do wlasnego braku tozsamosci na tak ogromnym swiecie. ona we mnie jest, ale jakie ma znaczenie, jesli tylko ja o tym wiem? jednostki zlewaja sie w calosc tworzac zbita mase. jestem tylko fragmentem obecnej rzeczywistosci, beze mnie swiat nie bylby tym samym swiatem, ale w ogromie tej calej ukladanki nikt nie zauwazylby mojego braku. ale trwam. zyje po trochu przeszloscia, terazniejszoscia i w koncu przyszloscia, choc wiem, ze kiedys stanie sie to wszystko jednym- tym co bylo, minelo i nie wroci. na szczescie magia pozwala przeniesc sie do swiata, w ktorym nie ma czasu, a pragnienia sie spelniaja. dobrze, ze w moich staraniach o przetrwanie lacze sie z ludzmi, ktorzy maja te same pragnienia, ktorych kocham. to dla nich zyje, jako calosc stanowimy potege nic nie znaczaca dla innych, a tak wazna dla nas samych... to tez jest nasz swiat... przy czym kazdy jest indywidualnoscia, nie stanowimy nieswiadomych swego istnienia cial...czego chciec wiecej? czlowiek zawsze majac jedna rzecz nie cieszy sie z tego co ma, ale zaluje, ze nie ma innych. doceniam to co jest, jednak chce wiecej. mam w glowie stworzony swiat, do ktorego daze, a ktorego nie bedzie... tak jak katolicy wiare w zycie po smierci.....tylko, ze oni wierza, ze to nastapi, a ja wiem, ze moja idea sie nigdy nie spelni... zostanie tylko dla mnie...ale to tez duzo, prawda?